22:00 godzina,
po której większość ludzi nie opuszcza już swoich domów nie mówiąc już o bezsensownym
włóczeniu się po wąskich, ciemnych, krętych i zupełnie zaśnieżonych uliczkach
Moskwy. Mimo to właśnie taką ulicą szło dwoje ludzi(złośliwi mogliby powiedzieć,
że półtorej człowieka i rzeczywiście mieliby w tym trochę racji) kobieta ubrana
w garsonkę koloru butelkowej zieleni tego samego koloru buty na obcasie i jasno
zielone rajstopy; rude włosy miała spięte w ciasny kok, obok niej szła mała
dziewczynka w wieku ok. 5 lat ubrana w fioletową sukienkę i czarny wełniany
sweterek. Wokół panowała cisza, którą bez powrotne miało przerwać jedno
pytanie.
-Mamo, dokąd idziemy? -spytała br[A1]ązowooka dziewczynka.
-Do domu aniby gdzie?
-Ale do domu to w inną stronę i w dodatku przez las.-odparła dziewczynka która nie chciała dać za wygraną-Zgubiłyśmy się?
-Nie Lisia tylko...
-Tylko, co? A poza tym miałaś mnie tak nie nazywać!
-Lisia czy ty nie dramatyzujesz?
-Nie, jeśli koniecznie chcesz mi zmieniać imię to mów mi Alice.
-Niby, czemu Lisiu?
-...Po pierwsze nie Lisiu, a po drugie, dlatego, że na drugie mam Alicja.
-To może zostańmy przy pierwszym imieniu?
-Naprawdę chce Ci się za każdym, gdy będziesz mnie wołała mówić Anastazja?
-Nie, ale mogę Ci mówić Nastka.
-Czyli dokładnie tak jak do mnie mówiłaś przed tą rozmową?
-No... Ale się nie martw będę też do ciebie mówić Lisia.
-Ech... Z tobą nie da się pójść na kompromis, a niech Ci będzie ta Lisia, ale ciągle nie powiedziałaś mi, dlaczego tędy idziemy!
-No wiesz chodzi oto, że...
-Że co? Najpierw ten głupi bal... Teraz to!
-O co ci chodzi?
-Ja no... Nie lubię tak bezsensu chodzić a poza tym nie nakarmiłam dziś Dary ani Izabeli...
- Nie martw się Izabela żywi się jeszcze mlekiem swojej matki ma dopiero tydzień, a Dara sobie coś upoluje.
-No dobra, ale gdzie my idziemy!!!
- Do domu zobacz tu za chwilę jest Moskwa (rzeka) przejdziemy most i już będziemy... Słyszysz?- Dodała kobieta szeptem.
-...Kroki!
-Lisia SPOKOJNIE nie każdy, kto za nami idzie jest nie bezpieczny, ale daj mi rękę i trochę przyspieszmy dobrze, ale nie przesadzaj po zbytni pośpiech morze go sprowokować...
-Mama nie przesadzasz?
Jednak Vanessa, (bo tak miała na imię ta kobieta) miała powody by się niepokoić. Faktem było, że od samego teatru idzie za nimi pewien mężczyzna, którego spotkała na balu. Co więcej był to człowiek, którego bardzo dobrze znała?..Niestety nie z dobrej strony, niebyła nawet pewna czy ten człowiek takową posiada. Nie spodziewała się go tam spotkać, szczerze mówiąc nie liczyła, że w ogóle jeszcze żyję... Do tej pory nie chciała niepokoić córki jednak przed chwilką do mężczyzny dotłoczyło się
kilka nowych osób. Praktycznie w mawiała sobie, że owa osoba jej nie pamięta zbieżność kierunku, w którym zmierzają przypadkowa. Jednak wiedziała, że tylko próbuje oszukać samą siebie. Vanessa spojrzała na córkę, po czym wyjęła z torebki pistolet. Starała się to zrobić tak żeby dziewczynka nie zauważyła niestety nie za bardzo jej wyszło. Jednak Nastka starała się jakby ignorować to, co się wokół niej dzieje.
-Lisia, gdy przejdziemy przez most pobiegniesz najszybciej jak tylko możesz. Uciekniesz do lasu, po czym znajdziesz jakieś wysokie drzewo, na którym się schowasz. Nie oglądaj się na mnie i nie wychodź z stamtąd dopóki po Ciebie nie wrócę jasne?
-Tak, mamo.
-Pamiętaj nie próbuj zgrywać bohatera!!!
-Jasne...
Powoli, starając się nie zwracać na siebie uwagi przez most. Nagle ludzie idący za nimi przyśpieszyli.
- Teraz.-spytała dziewczynka.
-Tak.
Zrobiła kilka wolnych kroków, po czym przyspieszyła. Biegła nawet się nie oglądając. Każde normalne dziecko zachowałoby się tak samo... No może prawie tak samo... Różnica polegała w tym, że ona doskonale wiedziała, co zrobić, w jej postępowaniu nie było miejsca na panikę czy po prostu strach... Niestety przewagę wzięło coś innego konkretnie zbyt wielka ambicja i niepewność. Pomimo faktu, że bez przerwy powtarzała sobie, co ma robić to i tak nie wyszło:
-*(myśli)biegnę znajduję dobre drzewo i na nie wchodzę. KONIEC...Koniec? Tylko tyle? Nie, to za proste! Nie, co ci matka mówiła! Nie zgrywać bohatera, tak! Ale przecież to nic złego... Nie skup się na dobrym drzewie!* Trochę zwolniła. Zaczęła rozglądać się po lesie w końcu zobaczyła dużą i rozłożystą sosnę (na tyle na ile sosna może być rozłożysta)
Powoli wspinała się na drzewo, gdy usłyszana dźwięk wystrzału, przyspieszyła. Usiadła na jednej z gałęzi i wtedy dopadły ją niepewności.
-*A co jak sobie nie poradzi. Nie to nie możliwe ona wie, co robi to mnie wszystkiego nauczyła, tak! Tak a co jeśli... Przecież już od 20 lat nie była w swoim "zawodzie". Może jednak.* Zeszła z drzewa i podążyła w kierunku, z którego dobiegały głosy, ale gdy doszła na miejsce zobaczyła tylko Vanesse siedzącą na pniu drzewa. Kobieta wstała i popatrzyła na swoją córkę.
-Co ty tu robisz?- zapytała
-Eeee...Ja
-Miałaś czekać aż do ciebie przyjdę.
-Wiem, ale...
-Ale co? Mówiłam Ci żebyś nie próbowała zgrywać bohatera! Wiesz, co mogło się stać!
Po pokoju rozległ się alarm budzika. Powoli wstała i rozejrzała się po pokoju. -*Taaak znowu przed zaśnięciem czytałam pamiętnik mamy. No i się potem ma się dziwne sny ni to moje wspomnienia ni to jej... Dziwne niby jeden dzień a właściwie jeden wieczór a tyle się w moim życiu zmieniło, ale przecież to nie była jedyna nagła zmiana... tak właściwie to moje życie składało się w większości z nagłych zmian ale ta była pierwsza... Do tej pory żyłam sobie spokojnie z matką, wielką aktorką teatralną znaną w całej Moskwie, która miała jedn mały sekret z przeszłości. I z dnia na dzień ta sama kobieta odeszła z pracy przez jakiś czas było o tym głośno, po czym wszyscy o niej zapomnieli. Mamusia zaczęła od tej pory zajmować się poważnie nauką. Hala sportowa znajdująca się przy ich domu zmieniła się w laboratorium, nie prowadziła już ze mną codziennych zajęć artystycznych. Śpiew, sztuka i jazda konna była tylko w niedziele, a aktorstwo i balet, ( na który odtąd chodziła do domu kultury) w sobotę. Każdy inny dzień składał się z nauki chemii, fizyki, biologii, techniki, informatyki, matematyki, angielskiego, chińskiego, japońskiego, francuskiego, niemieckiego, hiszpańskiego i polskiego <nie mogłam się powstrzymać od autorki> oraz wymyślonego przez mamę przedmiotu przysposobienia obronno-militarnego. *Popatrzyła na zegarek. *O kurcze już ósma! *
Wstała i ruszyła w stronę łazienki. Po porannej toalecie podeszła do szafy i wyjęła z niej Czarną spódnice tego samego koloru żakiet, fioletową koszulę i rajstopy. Tak ubrana zeszła na dół i ku swojemu zdziwieniu zobaczyła Angie u braną w piżamę i Chris robiącą śniadanie.
-Angie, co ty tu robisz? Dlaczego jeszcze nie jesteś w mundurku już jest?8.30!·
-Mamo, dokąd idziemy? -spytała br[A1]ązowooka dziewczynka.
-Do domu aniby gdzie?
-Ale do domu to w inną stronę i w dodatku przez las.-odparła dziewczynka która nie chciała dać za wygraną-Zgubiłyśmy się?
-Nie Lisia tylko...
-Tylko, co? A poza tym miałaś mnie tak nie nazywać!
-Lisia czy ty nie dramatyzujesz?
-Nie, jeśli koniecznie chcesz mi zmieniać imię to mów mi Alice.
-Niby, czemu Lisiu?
-...Po pierwsze nie Lisiu, a po drugie, dlatego, że na drugie mam Alicja.
-To może zostańmy przy pierwszym imieniu?
-Naprawdę chce Ci się za każdym, gdy będziesz mnie wołała mówić Anastazja?
-Nie, ale mogę Ci mówić Nastka.
-Czyli dokładnie tak jak do mnie mówiłaś przed tą rozmową?
-No... Ale się nie martw będę też do ciebie mówić Lisia.
-Ech... Z tobą nie da się pójść na kompromis, a niech Ci będzie ta Lisia, ale ciągle nie powiedziałaś mi, dlaczego tędy idziemy!
-No wiesz chodzi oto, że...
-Że co? Najpierw ten głupi bal... Teraz to!
-O co ci chodzi?
-Ja no... Nie lubię tak bezsensu chodzić a poza tym nie nakarmiłam dziś Dary ani Izabeli...
- Nie martw się Izabela żywi się jeszcze mlekiem swojej matki ma dopiero tydzień, a Dara sobie coś upoluje.
-No dobra, ale gdzie my idziemy!!!
- Do domu zobacz tu za chwilę jest Moskwa (rzeka) przejdziemy most i już będziemy... Słyszysz?- Dodała kobieta szeptem.
-...Kroki!
-Lisia SPOKOJNIE nie każdy, kto za nami idzie jest nie bezpieczny, ale daj mi rękę i trochę przyspieszmy dobrze, ale nie przesadzaj po zbytni pośpiech morze go sprowokować...
-Mama nie przesadzasz?
Jednak Vanessa, (bo tak miała na imię ta kobieta) miała powody by się niepokoić. Faktem było, że od samego teatru idzie za nimi pewien mężczyzna, którego spotkała na balu. Co więcej był to człowiek, którego bardzo dobrze znała?..Niestety nie z dobrej strony, niebyła nawet pewna czy ten człowiek takową posiada. Nie spodziewała się go tam spotkać, szczerze mówiąc nie liczyła, że w ogóle jeszcze żyję... Do tej pory nie chciała niepokoić córki jednak przed chwilką do mężczyzny dotłoczyło się
kilka nowych osób. Praktycznie w mawiała sobie, że owa osoba jej nie pamięta zbieżność kierunku, w którym zmierzają przypadkowa. Jednak wiedziała, że tylko próbuje oszukać samą siebie. Vanessa spojrzała na córkę, po czym wyjęła z torebki pistolet. Starała się to zrobić tak żeby dziewczynka nie zauważyła niestety nie za bardzo jej wyszło. Jednak Nastka starała się jakby ignorować to, co się wokół niej dzieje.
-Lisia, gdy przejdziemy przez most pobiegniesz najszybciej jak tylko możesz. Uciekniesz do lasu, po czym znajdziesz jakieś wysokie drzewo, na którym się schowasz. Nie oglądaj się na mnie i nie wychodź z stamtąd dopóki po Ciebie nie wrócę jasne?
-Tak, mamo.
-Pamiętaj nie próbuj zgrywać bohatera!!!
-Jasne...
Powoli, starając się nie zwracać na siebie uwagi przez most. Nagle ludzie idący za nimi przyśpieszyli.
- Teraz.-spytała dziewczynka.
-Tak.
Zrobiła kilka wolnych kroków, po czym przyspieszyła. Biegła nawet się nie oglądając. Każde normalne dziecko zachowałoby się tak samo... No może prawie tak samo... Różnica polegała w tym, że ona doskonale wiedziała, co zrobić, w jej postępowaniu nie było miejsca na panikę czy po prostu strach... Niestety przewagę wzięło coś innego konkretnie zbyt wielka ambicja i niepewność. Pomimo faktu, że bez przerwy powtarzała sobie, co ma robić to i tak nie wyszło:
-*(myśli)biegnę znajduję dobre drzewo i na nie wchodzę. KONIEC...Koniec? Tylko tyle? Nie, to za proste! Nie, co ci matka mówiła! Nie zgrywać bohatera, tak! Ale przecież to nic złego... Nie skup się na dobrym drzewie!* Trochę zwolniła. Zaczęła rozglądać się po lesie w końcu zobaczyła dużą i rozłożystą sosnę (na tyle na ile sosna może być rozłożysta)
Powoli wspinała się na drzewo, gdy usłyszana dźwięk wystrzału, przyspieszyła. Usiadła na jednej z gałęzi i wtedy dopadły ją niepewności.
-*A co jak sobie nie poradzi. Nie to nie możliwe ona wie, co robi to mnie wszystkiego nauczyła, tak! Tak a co jeśli... Przecież już od 20 lat nie była w swoim "zawodzie". Może jednak.* Zeszła z drzewa i podążyła w kierunku, z którego dobiegały głosy, ale gdy doszła na miejsce zobaczyła tylko Vanesse siedzącą na pniu drzewa. Kobieta wstała i popatrzyła na swoją córkę.
-Co ty tu robisz?- zapytała
-Eeee...Ja
-Miałaś czekać aż do ciebie przyjdę.
-Wiem, ale...
-Ale co? Mówiłam Ci żebyś nie próbowała zgrywać bohatera! Wiesz, co mogło się stać!
Po pokoju rozległ się alarm budzika. Powoli wstała i rozejrzała się po pokoju. -*Taaak znowu przed zaśnięciem czytałam pamiętnik mamy. No i się potem ma się dziwne sny ni to moje wspomnienia ni to jej... Dziwne niby jeden dzień a właściwie jeden wieczór a tyle się w moim życiu zmieniło, ale przecież to nie była jedyna nagła zmiana... tak właściwie to moje życie składało się w większości z nagłych zmian ale ta była pierwsza... Do tej pory żyłam sobie spokojnie z matką, wielką aktorką teatralną znaną w całej Moskwie, która miała jedn mały sekret z przeszłości. I z dnia na dzień ta sama kobieta odeszła z pracy przez jakiś czas było o tym głośno, po czym wszyscy o niej zapomnieli. Mamusia zaczęła od tej pory zajmować się poważnie nauką. Hala sportowa znajdująca się przy ich domu zmieniła się w laboratorium, nie prowadziła już ze mną codziennych zajęć artystycznych. Śpiew, sztuka i jazda konna była tylko w niedziele, a aktorstwo i balet, ( na który odtąd chodziła do domu kultury) w sobotę. Każdy inny dzień składał się z nauki chemii, fizyki, biologii, techniki, informatyki, matematyki, angielskiego, chińskiego, japońskiego, francuskiego, niemieckiego, hiszpańskiego i polskiego <nie mogłam się powstrzymać od autorki> oraz wymyślonego przez mamę przedmiotu przysposobienia obronno-militarnego. *Popatrzyła na zegarek. *O kurcze już ósma! *
Wstała i ruszyła w stronę łazienki. Po porannej toalecie podeszła do szafy i wyjęła z niej Czarną spódnice tego samego koloru żakiet, fioletową koszulę i rajstopy. Tak ubrana zeszła na dół i ku swojemu zdziwieniu zobaczyła Angie u braną w piżamę i Chris robiącą śniadanie.
-Angie, co ty tu robisz? Dlaczego jeszcze nie jesteś w mundurku już jest?8.30!·
-Alice
dzisiaj jest sobota!- stwierdziła blondynka odchodząc od kuchenki-No dobra
jedzcie za godzinę musimy być na lotnisku i odebrać Soon.
-Musimy jechać wszyscy?!- spytała Angie.
-Nieee, może jechać sama Chris a ty i ja tu zostaniemy i zrobimy we dwie sobotni trening.- powiedziała rudowłosa do brunetki.
-Wiesz z tej strony lotnisko nie jest takim złym miejscem to, kiedy jedziemy?
-Zaraz! Kto prowadzi?- odpowiedziała Chris z lekką nadzieją w głosie.
Ja-odpowiedziała brązowooka biorąc ze stolika klucze i idąc w kierunku drzwi- Idę odpalać samochód a wy macie być za 15 minut gotowe i czekać na mnie na dworze.
Wyszła z domu i podeszła do całkowicie ośnieżonego auta. Wzięła szufelkę i zaczęła odgarniać śnieżną pokrywę. Gdy w końcu jakimś cudem dostała się do drzwi samochodowych okazało się, że to dopiero początek jej problemów po pierwsze samochód w ogóle nie chciał zapalić, więc musiała wysiąść i sprawdzić, co z akumulatorem okazało się, że jest rozładowany. Poszła po motocykl i drutami odpaliła od niego. Po drugie dziewczyny były już gotowe do wyjścia i czekały na nią. Po zmaganiach z akumulatorem bez większych problemów dojechały na lotnisko, na którym już czekała na nie Soon. Pakowanie bagaży do samochodu nie zajęło dużo czasu (nie było ich zbyt wiele) wszyscy cieszyli się z jej powrotu (Chris, dlatego że następnym razem jedzie ona, Angie tym, że następnym razem jedzie Chris, a Alice dokładnie tym samym). Niestety sielankowy nastrój nie trwał zbyt długo. Zaczęło się niewinnie-od prostego pytania.
-Jak było?-Cisze w samochodzie przerwał głos Chris.
-Dobrze, Wszystkie bakugany znalazły nowych wojowników.-odparła niebieskooka.
-Nie udawaj doskonale wiesz, o co pytam czy poznałaś kogoś interesującego?
-Nie Chris nie mam chłopaka, ale spotkałam kogoś dziewczynę Kuso-Runo.
Samochód gwałtownie zahamował.
-Jak to? Gdzie? Rozmawiałaś z Nią?-momentalnie na dziewczynę spadł grad pytań ze strony brązowookiej.
-To znaczy...Ja na nią wpadłam na jednej z głównych ulic bakuwyspy. Ona tak jakoś nie szczęśliwie upadła i zemdlała, więc wzięłam ją do hotelu i gdy się obudziła kazałam jej iść do szpitala.
-Ale ona o nic się ciebie nie pytała i czy powiedziałaś jej coś o mnie?
-Pytała się, co się stało a potem, gdy doszła do siebie po prostu wyszła.
-Ok, nieważne, gdy dojedziemy do domu każdy rozejdzie się do swoich zajęć. Angi i Chris zróbcie dziś trening. Soon ty ugotujesz obiad. Nie przeszkadzajcie mi będę u siebie.
Po dojeździe do domu. Każdy poszedł w inne strony. Rudowłosa dziewczyna poszła do swojego pokoju. Po wejściu do pomieszczenia usiadła przy biurku wzięła leżący obok album i zaczęła przeglądać zdjęcia. Momentalnie na jej kolanach znalazł się czarny kot i wychylając łepek ponad blat mebla też przyglądał się ilustracją. Dziewczyna mimowolnie zaczęła gładzić futerko zwierzęcia jednocześnie myśląc o czasach spędzonych w Młodych Wojownikach i o tym, co było potem.
.........................................................................................................................
Nareszcie 4 rozdział ukończony. Tak, wiem długo to trwało i wiem, że bardzo tęskniliście. No w każdym bądź razie mam do was kolejną sprawę, (bo w poprzedniej okazaliście się bardzo pomocni) tym razem chodzi o bakugana Pyrusa ( imię i postać)
A i jeszcze sprawa organizacyjna następne kilka rozdziałów będzie opisywać historie Alice po opuszczeniu Młodych Wojowników (od bodajże 47 odcinka bakugan Nowa Vestroia)
-Musimy jechać wszyscy?!- spytała Angie.
-Nieee, może jechać sama Chris a ty i ja tu zostaniemy i zrobimy we dwie sobotni trening.- powiedziała rudowłosa do brunetki.
-Wiesz z tej strony lotnisko nie jest takim złym miejscem to, kiedy jedziemy?
-Zaraz! Kto prowadzi?- odpowiedziała Chris z lekką nadzieją w głosie.
Ja-odpowiedziała brązowooka biorąc ze stolika klucze i idąc w kierunku drzwi- Idę odpalać samochód a wy macie być za 15 minut gotowe i czekać na mnie na dworze.
Wyszła z domu i podeszła do całkowicie ośnieżonego auta. Wzięła szufelkę i zaczęła odgarniać śnieżną pokrywę. Gdy w końcu jakimś cudem dostała się do drzwi samochodowych okazało się, że to dopiero początek jej problemów po pierwsze samochód w ogóle nie chciał zapalić, więc musiała wysiąść i sprawdzić, co z akumulatorem okazało się, że jest rozładowany. Poszła po motocykl i drutami odpaliła od niego. Po drugie dziewczyny były już gotowe do wyjścia i czekały na nią. Po zmaganiach z akumulatorem bez większych problemów dojechały na lotnisko, na którym już czekała na nie Soon. Pakowanie bagaży do samochodu nie zajęło dużo czasu (nie było ich zbyt wiele) wszyscy cieszyli się z jej powrotu (Chris, dlatego że następnym razem jedzie ona, Angie tym, że następnym razem jedzie Chris, a Alice dokładnie tym samym). Niestety sielankowy nastrój nie trwał zbyt długo. Zaczęło się niewinnie-od prostego pytania.
-Jak było?-Cisze w samochodzie przerwał głos Chris.
-Dobrze, Wszystkie bakugany znalazły nowych wojowników.-odparła niebieskooka.
-Nie udawaj doskonale wiesz, o co pytam czy poznałaś kogoś interesującego?
-Nie Chris nie mam chłopaka, ale spotkałam kogoś dziewczynę Kuso-Runo.
Samochód gwałtownie zahamował.
-Jak to? Gdzie? Rozmawiałaś z Nią?-momentalnie na dziewczynę spadł grad pytań ze strony brązowookiej.
-To znaczy...Ja na nią wpadłam na jednej z głównych ulic bakuwyspy. Ona tak jakoś nie szczęśliwie upadła i zemdlała, więc wzięłam ją do hotelu i gdy się obudziła kazałam jej iść do szpitala.
-Ale ona o nic się ciebie nie pytała i czy powiedziałaś jej coś o mnie?
-Pytała się, co się stało a potem, gdy doszła do siebie po prostu wyszła.
-Ok, nieważne, gdy dojedziemy do domu każdy rozejdzie się do swoich zajęć. Angi i Chris zróbcie dziś trening. Soon ty ugotujesz obiad. Nie przeszkadzajcie mi będę u siebie.
Po dojeździe do domu. Każdy poszedł w inne strony. Rudowłosa dziewczyna poszła do swojego pokoju. Po wejściu do pomieszczenia usiadła przy biurku wzięła leżący obok album i zaczęła przeglądać zdjęcia. Momentalnie na jej kolanach znalazł się czarny kot i wychylając łepek ponad blat mebla też przyglądał się ilustracją. Dziewczyna mimowolnie zaczęła gładzić futerko zwierzęcia jednocześnie myśląc o czasach spędzonych w Młodych Wojownikach i o tym, co było potem.
.........................................................................................................................
Nareszcie 4 rozdział ukończony. Tak, wiem długo to trwało i wiem, że bardzo tęskniliście. No w każdym bądź razie mam do was kolejną sprawę, (bo w poprzedniej okazaliście się bardzo pomocni) tym razem chodzi o bakugana Pyrusa ( imię i postać)
A i jeszcze sprawa organizacyjna następne kilka rozdziałów będzie opisywać historie Alice po opuszczeniu Młodych Wojowników (od bodajże 47 odcinka bakugan Nowa Vestroia)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz