środa, 3 lutego 2021

Rozdział 18 Rozpad drużyny

 

Co ty tu robisz? -zapytała go, gdy tylko otrząsnęła się z pierwszego szoku. Nastała krępująca cisza. No bo właściwie co miał powiedzieć? Chce cie przesłuchać w sprawie tajemniczego pokoju do którego się włamałem po tym jak cię śledziłem? W duchu zaklął, że wcześniej nie wymyślił jakiegoś planu działania. 

-Chciałem... Porozmawiać...-wydusił. 

-O czym? -znowu cisza.

-No... Wiesz...

-Nie, nie wiem....-piwne oczy dziewczyny lustrowały go uważnie.

-O nas...-odpowiedział pierwsze co mu przyszło do głowy. Błąd. Błąd krytyczny, jak w wielkie bagno się władował odkrył dopiero gdy zobaczył grymas na jej twarzy.

-Nas? Jakich nas? Nie ma żadnych nas. Nie ma, na prawdę nigdy nie było-warknęła sięgając by zamknąć drzwi jednak złapał ją za nadgarstek.

-Wiesz doskonale, że to nieprawda-odparł zdziwiony tak agresywną reakcją rudej.

-Jeśli coś naprawdę by miedzy nami było nie zostawiłbyś mnie, gdy cie najbardziej potrzebowałam...

-Jeśli dobrze pamiętam to ty zostawiłaś nas...-odpowiedział. Zbyt ostro tym sposobem nic nie wskóra. Dziewczyna wydała z siebie smutny śmiech.

-Może dalej brzydzi cie fakt, że byłam Maskaradem?- spytała się podchodząc bliżej-Pewnie dalej mi nie ufasz, więc po...

Nie pozwolił jej skończyć. Nim zdążył przemyśleć to co robi jego usta znalazły się na jej. Początkowo wyczuł jej sprzeciw. Jej dłonie oparły się o jego tors by go odepchnąć, ale potem ustąpiły, żeby potem objąć go w szyi i nawet przyciągnąć bliżej.

Ich pocałunek różnił się od ich poprzednich, które były delikatne i niepewne. Ten był agresywny... Pełen pożądania, ale brakowało w nim czegoś z przeszłości. Teraz nie byli parą, nie ufali sobie to co robili nie było właściwe w żadnej mierze, ale w tym momencie nie był wstanie myśleć logicznie. Wszystkie emocje związane z Alice zebrały się w nim w jednym momencie budząc w nim coś czego się po sobie nie spodziewał. Zresztą dziewczyna nie stawiała żadnego oporu, wręcz przeciwnie w pewnym momencie przejęła inicjatywę ciągnąc ich obydwu na jej łóżko. Sama rudowłosa nie była pewna swojej decyzji. Jednak po tylu latach tak zawiłej relacji miedzy nimi chciała choć raz mieć go dla siebie... Nawet jeśli tylko by chwilowo zaspokoić żądze. Zaczęła powoli rozpinać jego koszule. Chłopak przez chwile się zawahał, lecz potem przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej wsuwając rękę pod jej koszulkę i pogłębiając pocałunek. Jednak ten moment zapomnienia trwał do momentu, gdy ręka chłopaka nie natrafiła na bliznę na jej brzuchu. Czarnowłosy odsunął się i spojrzał na jej ranę. Ranę w dokładnie tym samym miejscu w które oberwała "Lisica" podczas ich wspólnego pojedynku. Dziewczyna odsunęła się od niego potwierdzając jego podejrzenia.

-To byłaś ty... To od początku byłaś ty! - krzyknął patrząc na nią w szoku-Od początku wiedziałaś co tu się dzieje i zwodziłaś nas? Dlaczego? 

Rudowłosa milczała przez dłuższy moment.

-Nie prosiłam was o pomoc-odparła w końcu nie patrząc na niego-Jedyne co zrobiliście to nabruździliście... 

-Czy ty siebie słyszysz? Dzięki nam strefa walk w kilka miesięcy zaczęła chylić się ku upadkowi! -warknął wstając i poprawiając swoje ubrania. 

-Naprawdę myślisz że tu jedynie o nielegalne walki chodziło? Zresztą co za różnica i tak będziecie wiedzieć lepiej...-westchnęła wstając.

-Wiesz, ze bede musiał o tym wszystkim powiedzieć -dodał Kazami mierząc ją wzrokiem.

-Droga wolna... Jednak po tym jak to zrobisz młodzi Wojownicy maja opuścić mój dom... Natychmiast.

..........................

W salonie panowała absolutna cisza.  Po jednej stronie stołu znajdowali się młodzi wojownicy z drugiej drużyna Alice. 

Pomimo usilnych próśb i namów nie udało im się przekonać Gehabich do kontynuowania współpracy. Pomimo tego, że Strefa Walk upadła drużyna Dark Daimont wciąż pozostawała na wolności, wraz z ich zmodyfikowanymi bakuganami i nieznanym nikomu planem. Dan podjął ostatnią próbę wyzywając ją na pojedynek. 

Zasady pojedynku były proste. Jeżeli wygra on, Młodzi Wojownicy zostaną by dokończyć swoja misje, jeżeli przegra opuszczą dom i nigdy nie wrócą. 

Do walki zgłosił sie oczywiście Dan. Jego Drago miał nawieszą moc ze wszystkich bakuganów. Jego wygrana powinna być wiec czymś szybkim i łatwym. Zważywszy, że w przeciwieństwie do Strefy Walk, nie mieli walczyć wręcz. Wszyscy domownicy zebrali się na podwórku. Młodzi Wojownicy po jednej stronie, drużyna dziewczyn po drugiej. 

Soon wyszła na środek i postawiła nie wielką kostkę, która po aktywowaniu, zaczęła się rozkładać, tworząc przestrzeń do walki . Czas dokoła nich się zatrzymał. 

Obydwoje rzucili swoje bakugany, naprzeciw Drago pojawił się Feniks domeny darkus. Poziom jej mocy dorównywał jego. 

-Co ty na to, żeby podkręcić emocje? -spytała rudowłosa wyciągając kartę zagłady. Obecni wojownicy pobledli na ten widok-Karta zagłady aktywacja!

Rzucony przez nią kartonik dotknął ziemi, roztaczając promień fioletowego światła. Rozpoczęła się bardzo wyrównana walka. Wojownik pyrusa, czuł się nie swojo walcząc bez pomocy Mechtoganów, lecz moc Drago, którą otrzymał od Eve dawała im przewagę przez dłuższą cześć pojedynku. Rozpraszające było zachowanie ich przyjaciółki, która absolutnie nic nie robiła sobie z groźby jaką na nich rzuciła. Jeśli przegra straci też bakugana, może już parę razy udało im się wydostać z tego wymiaru, jednak nie powinno się tak kusić losu. Postanowił użyć swojej najsilniejszej karty. zwycięstwo było jego.

-Karta supermocy lustro ciszy! -krzyknęła Gehabich z kryształu na piersi Kaltki wydobyła się łuna ogromnej energii odpychając atak pyrusa -Karta zagłady powrót. Całe pole bitwy zatrzęsło się w momencie, gdy smok przemienił się z powrotem w swoją postać kulistą, a jego licznik mocy spadł do zera. Drożyna z wyspy bakuganów nie mogła uwierzyć w to co widzi. Werdykt był ostateczny musieli opuścić Moskwę. 

..........................................................

I znów przeminął rok... Nie wiem czy ktokolwiek to czyta. Jestem przekonana, że nie. Ostatnio postanowiłam przeczytać to opowiadanko od początku i... O jeju... To opowiadanie jest tak straszne>.< 

Zrobiłam z Alice kompletna Mery Sue. Ale nie o tym miałam... Moi kochani zbliżamy sie do końca opowiadania. Znaczy w teorii według początkowego planu miała być to połowa, ale pisze to opko już 6 lat i chcę je nareszcie skończyć. Przed nami 2 może 3 rozdziały. Zależy to od was ponieważ zakończenie chcę zawszeć w sposób najbardziej zwięzły jak się da. Jeżeli jednak, ktoś to czyta i chciałby, żebym przyłożyła się do tego bardziej niż do opisu walki Dana i Alice to proszę napisz komentarz, choćby z napisem czytam to.