niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział 13 Goście Goście

Przygotowywaliście kiedyś śniadanie dla 11 osób. Pewnie tak, jakieś święto rodzinne, wszyscy zjeżdżają się do babci, czy do was i trzeba gotować. Oczywiście w tym przypadku wystarczy jajecznica z parówkami i parę kanapek dla wszystkich. Co innego, gdy do przygotowania jest pięć różnych dań, gdyż dwie panie się odchudzają i nie jedzą cukrów, tuczy ani białek, bo po co? Dwóch panów buduje sobie masę do rzeźby i żywi się tylko mięsem, natomiast jedna pani ziemskiego jedzenia w ogóle nie jada i trzeba jej przygotowywać jakiegoś balatiora z matusą... Trzeba jeszcze ugotować coś zjadliwego dla Marucho,Runo, Soon i Angie, a Shun chce... Spojrzała na kartkę i wciąż jedynym wyrazem który mogła rozczytać był ryż... z makrelą? (Inspiracja: Haru z Free*_*) i zielona herbata. Westchnęła i wzięła się do pracy, w końcu musi być gotowe zanim wszyscy wstaną.

................................................................................................

Pierwsze w jadalni pojawiły się dziewczyny. Pomogły nakryć do stołu. Soon Angie i Runo dostały omlet z pomidorami i kakao, natomiast Chris i Julie otręby owsiane z mlekiem i truskawkami, choć te ostatnie miały za dużo kalorii... Mira dostała swoją potrawkę i o dziwo jej smakowała. Następny w kuchni pojawił się Marucho, a za nim Dan i Gunz. Ostatni przyszedł, a raczej wskoczył przez okno Shun, wracając z porannego treningu i oczywiście uśwniając podłogę, bo butów wytrzeć nie łaska... Gospodyni bez słowa postawiła przed nim miskę z makrelą i wzięła się za wycieranie błota. Przyjaciele jedli i rozmawiali i śmiali się. Do momentu, gdy Kuso ogłosił, że o jedenastej będzie zebranie, a teraz mają czas wolny. Przy stole momentalnie zrobiło się pusto. No prawie. Zostały naczynia do umycia i resztki omletu kiełbasa i trochę ryżu. Już miała sprzątać, gdy zaburczało jej w brzuchu. Zupełnie zapomniała, że przecież nic nie jadła. Lekko zniesmaczona postanowiła zadowolić się ostatkami, w końcu nie może spóźnić się na zajęcia

......................................................................................................

Władimir zaraz po zebraniu postanowił zaszyć się w swojej komnacie i nie opuszczać jej dopóki nie będzie musiał. Gdy tylko znalazł się w środku, wziął sie za czytanie „Wojny i Pokoju". Co z tego, że czytał ją piąty raz? On miał szacunek do ksiąg, do literatury, kultury i sztuki. Nie to co ci ignoranci(w tym ja ;-;).W delektowaniu się lekturą, przeszkadzałam mu tylko wada wzroku, której nabawiła go Abby. Nie tylko on zawinił, a tylko on został ukarany. To nie było sprawiedliwe, ale tu prawo ustala Gabryjel. Przyjmując posadę wojownika Pyrusa zdawał sobie z tego sprawę, nie powinien więc narzekać. Jedyne, co teraz musi zrobić to poprawić się i zdobyć tego feniksa. Po pomieszczeniu rozległo się pukanie.-Wejść-westchnął. Do pokoju weszła Mari razem ze swoim sprzętem medycznym. Skrzywił się, nie cierpiał tej pory dnia.-Pokaż to oko-stwierdziła wyciągając, co raz to nowe, przerażająco wyglądające narzędzia. Władimir bez słowa zdjął czarną opaskę zasłaniającą jego prawy oczodół(biolchem tak bardzo), ukazując nie gałkę oczną, lecz parę czarnych kabli wystających z kości czołowej.-Dziś będzie boleć-uprzedziła wyciągając z pojemnika mechaniczne oko.-Jakby wcześniej nie bolało...-syknął, bo dziewczyna bez względnego czekania wzięła się do pracy. Rwało i piekło jak diabli, ale nie wydał z siebie chodź by zduszonego jęku, był na to zbyt dumny. Wystarczające upokorzenie stanowiły łzy, które pojawiły się mimo wolnie. Operacja trwała może półgodziny. Na koniec dziewczyna obmyła oko solą fizjologiczną i zakryła przepaską.-Jeszcze dwa tygodnie i zacznie działać-zaczęła się pakować.-I pomoże mi to w walce?-Nie wiem. Programem zajmował się Dylan, a budową Abby...-wzdrygnął się na dźwięk imienia brunetki- Ale na pewno będziesz widzieć.-Przynajmniej tyle...-westchnął- Ale teraz już idź.-Krótkie dziękuje, by nie zabolało-wyszła. Nie zdziwiło go to, ale nie miał jej za co dziękować. Gdyby umiała szybciej pracować, nie straciłby oka, a ich bakugany bez problemu, pokonały by tę smarkule

.................................................................................................................

Zebrania Młodych Wojowników w niczym nie można nazwać normalnymi, choćby nie wiem jak bardzo sie chciało. Niby to wszystko miało jakiś cel, ale w gruncie rzeczy bardziej przypominało obrady polskiego sejmu, niż debatę Oxfordską... Aktualnie spotkanie było na etapie zaciętej kłótni wiec nikt nie zauważył jak weszła, usiadła, zaczęła rozmawiać z Soon.-I jak było?- spytała młodsza.-W miarę dobrze... Ledwo zdałam kolokwium...-przytuliła się do kuzynki z miną „już mam dosyć”. Ta jedynie pogłaskała jej włosy i westchnęła.-A na czym stanęło zebranie?-Na tym kto idzie na zwiady...-No to trochę potrwa, biorąc pod uwagę, że nawet nie wiedzą gdzie czarny rynek się znajduje...-stwierdziła Alice.-To może powinnaś ich zaprowadzić? -w momencie wypowiadania tych słów przez niebieskooką zapadła cisza, a wszystkie oczy zwróciły się na nie

..................................................................

Hejka... Dawno mnie tu nie było... Ale wiecie liceum, a teraz są wakacje... Wiec... Obiecałam że będę co tydzień wstawiać jeden rozdział, wiec życie mi powodzenia...Shun:I tak nie da rady...Cicho!!!A wszystkim czytelnikom życzę miłych wakacji^^