niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 11 Spotkanie

Poruszył się nie spokojnie na łóżku. Nie miał pojęcia, co go obudziło. Rozejrzał się po pokoju i znów opadł na pościel. Przymknął oczy. Na nowo próbował powrócić do krainy Morfeusza, do tego snu, daremnie. W uszach zabrzmiały mu słowa Skyress: „Z tego będą problemy".

Miała racje, choć z początku nic tego nie zapowiadało. Nigdy później się nie całowali, a jednak ich relacja była inna niż przyjaźń. Może ograniczało się to do drobnych gestów. Parę razy ją przytulił, potrzymał za rękę, lecz najpełniej czuli się w konwersacji . „O ironio!"- przeszło mu przez myśl- „On i rozmowa."
Lecz to była prawda, kochał ich pogawędki. Czas, gdy mówili o wszystkim i o niczym. Czasem zastanawiał się, czy przez ten rok nie powiedział jej więcej niż Danowi przez całe życie. Wszystko to zostało stracone jednego dnia. Pamiętał to jakby to było wczoraj. Była chora, nie mogła z nimi iść. Przed walką postanowił ją odwiedzić, pani Misaki nie była zadowolona, ale wpuściła go. Całą rozmowę stała pod drzwiami i nie podsłuchiwała, a raczej nasłuchała zbyt sugestywnej ciszy by wkroczyć z odsieczą. (Am: Dobra jak ktoś ogarnie o co autorce chodziło to... Nie wiem mogę mu wynarratorować następną notkę!) Wizyta nie trwała długo może z pięć minut. Obiecał, że gdy to wszystko się skończy, opowie jej ze szczegółami, jak Dan pokonał Maskarada i wyszedł. Potem był szok. Stała tam na murawie kompletnie nie świadoma, ze łzami w oczach. Powinien był wtedy podejść, przytulić, zabrać ją stamtąd. Zrobić, cokolwiek! Stał i się gapił. Stwierdził jakiś oczywisty fakt, nie znalazł nawet słów pocieszenia. Rozpłakała się. Uciekła... Maskarad uratował Dana. Wróciła, ale już nic nie było jak dawniej. Nie mógł z nią rozmawiać. Nie potrafił jej zaufać. Miedzy nimi wyrósł mur. Nawet wtedy, gdy leżała nie przytomna obok niego pod Wierzą Warnington. Chciał ją objąć, sprawdzić czy wszystko w porządku. Oddychała. Cofnął rękę, jakby nie mógł jej dotknąć. Zresztą i tak nie miał już siły, opadł bezwładnie na ziemie.

Do pokoju  wszedł Kuso.
- Stary, zaraz lądujemy, więc trzeba się przygotować- zaczął pakować swój plecak i szukać butów na przebranie- E! Słyszysz mnie? Ziemia do Shuna! Ty musisz się odświeżyć, chcesz do Alice, jak menel wyjść?
Kazami nic nie odpowiedział. Wstał i zebrał swoje rzeczy do worka.
-Ej! A tobie co znowu?
-Za dużo Ci powiedziałem- syknął ubierając płaszcz.
-Rozumiem, wytrzeźwiałeś!- uśmiechnął się złośliwie.
- To nie śmieszne, wiesz?
-Weź wyluzuj. Nie mam dwunastu lat, żeby wszystkim rozgadać o twoich podbojach miłosnych...-roześmiał się.
Posłał mu mordercze spojrzenie. Wepchnął na siłę skarpetkę do worka. Dan, co raz bardziej go irytował, jednak uspokoiło go to, że jego sekrety są bezpieczne.
-Oj, musisz przyznać, że to komiczne. Znam cię nie od dziś, a w życiu bym nie pomyślał, że z Ciebie taki pies na baby.
-Weź się ogarnij!- warknął łapiąc za klamkę.
-Co ja poradzę, że się cieszę?- stwierdził padając na łóżko- Zawsze myślałem, że jak już będziesz stary i zgrzybiały to będę musiał wnuki wysyłać, żeby miał się kto tobą zająć. Teraz wychodzi, że może uda Ci się dorobić własnych.  Chociaż biorąc pod uwagę średnią długość twoich związków, panie Casanovo, to znowu wszystko spieprzysz...
-O co Ci znowu chodzi?
-Heh, a do kogo jedziemy!?
-Nie byliśmy parą!
-Może i nie, ale wciąż coś do niej czujesz-odpowiedziało mu jedynie trzaśnięcie drzwiami.
.................................................................
Przeteleportowała się na skraj lasu. Przesunęła średniej wielkość głaz i wyjęła spod niego drewniane pudełko. Otworzyła, w środku znajdowały się czyste ubrania na zmianę. Przebrała się, już miała schować strój bitewny, kiedy stwierdziła, że najwyższy czas by go uprać. Schowała go do torebki i ruszyła spacerem w kierunku domu.
.................................................................
Angie siedziała w ogródku z uporczywością gapiąc się w dużej wielkości ptasie gniazdo. W środku było jajo. Samica Raroga Zwyczajnego złożyła je jakiś tydzień temu i od tamtego czasu nie widziała jej. Najprawdopodobniej została zestrzelona przez jednego z myśliwych... Skrzywiła się na tę myśl. Nagle zerwał się mocny wiatr. Spojrzała w górę i spostrzegła samolot (czy co to tam było), który lądował na polanie tuż przy ich domu. Z kieszeni fartuszka wyciągnęła nóż. Z pojazdu wybiegła ubrana na różowo blondynka, nim zdążyła dotrzeć do drzwi, była już za nią przyciskając ostrze do jej szyi.
-Kim jesteś i co tu robisz?- warknęła.
Dziewczyna była w szoku. Nic nie odpowiedziała. Pojawiła się reszta przybyszów i wszyscy oniemieli na widok sceny, która się przed nimi rozgrywała.
-Kim jesteście? Po co tu przylecieliście? Mówcie albo poderżnę jej łeb!
-Jesteśmy Młodymi Wojownikami! Radzę ci dobrze zostaw ją! -jeden z nich ruszył w jej kierunku. Cofnęła się i próbowała poprawić chwyt, jednak spostrzegła, że trzyma tylko bale drewna. Rozejrzała się. Brunet, który z nią rozmawiał, stał teraz za nią trzymając na rękach tę dziewczynę. Przyjęła postawę bojową.
-Nie mam w zwyczaju bić się z dziewczynami!- krzyknął, już miała mu coś odpowiedzieć, gdy ktoś zrobił to za nią.
-I nie sądzę by tym razem była taka potrzeba- na progu domu stała Soon- Agnes odłóż nóż, to przyjaciele.
-Słucham?
-Co ty już Dana nie pamiętasz?- rzeczywiście Kuso był wśród nich, dopiero teraz go rozpoznała. Schowała swoją broń- Przepraszam was za nią... Jest nerwowa. Zapraszam na herbatę.
Ruda uśmiechnęła się i zaprosiła wszystkich do środka.
................................................................Spacer po lesie nie przyniósł ukojenia. Wciąż była wściekła, w dodatku bolały ją nogi. Ten dzień robił się coraz bardziej męczący. Weszła do domu nie rozglądając się dokoła...
-Soon obiad gotowy!?- zawołała po rosyjsku. Odpowiedziała jej cisza. -Angie wróciła ze szkoły?
Znowu nic. Znacznie zirytowana kopnęła drzwi do salonu. Weszła i stanęła jak wryta. Albo miała zwidy, albo właśnie cała drużyna Młodych Wojowników piła sobie herbatkę z jej uczennicami u niej w domu. Obecnie oczy wszystkich zwrócone były na nią. Dan oblał się zawartością swojej filiżanki, ale nie zwrócił na to uwagi, był zbyt pochłonięty kontemplacją jej niecodziennego, jak na jego standardy zachowania. Zresztą miny innych ujawniały podobny stan. Objęła ich po raz drugi nieprzytomnym wzrokiem
-холера*- westchnęła, żadne inne słowo nie przyszło jej do głowy.
..........................................................................................................................................

*cholera
Gotowa zniszczyć czyjś związek?
Nika: Jak nigdy!
Amelia: Co wy znowu kombinujecie?
Nic!
Am: Rozumiem, że nie chce wiedzieć?
Ni: Zdecydowanie tak...
Am: Nie trzeba dwa razy powtarzać! *wychodzi*
No więc...Plan jest taki, ja idę i sprowadzane tu Alice, a tu masz podrywać Shuna i w momencie, gdy tu wejdzie pocałować go...
Ni: Ojej, no dobra, spróbuję...
Dobra to ja idę Shuuun!!!
Shun: Czego?
To moja koleżanka Niki!
Ni: Witaj przystojniaku, jestem Ktosiek, dla znajomych Nika...
Shun: Shun Kazami...
Nika: Shun, jakie piękne imię...
 *powoli do niego podchodzi, tak by mógł poczuć jej perfumy*
No więc co tam u ciebie Shun? *uśmiecha się zawadiacko*
Shun: Całkiem w porządku jesteś, jej przyjaciółką?
Nika: Dary? Tak, a co? *nadal powoli przysuwa się do niego*
Shun: Ma bardzo ładną koleżankę biorąc pod uwagę, że sama...
Nika: Haha, dziękuję. *jest już naprawdę bardzo, bardzo blisko niego* A ty kim dla niej jesteś?
Shun: Niańką na pełen etat... Niby się we mnie podkochuje, ale to bez szans...
Nika: Och, a to ma szansę? *mówi uwodzicielskim tonem i zaczyna gładzić rękoma po jego klacie*
Shun: Nie rozumiem...
Nika: *uśmiecha się do niego najsłodziej jak potrafi i przysuwa się jeszcze bliżej-jeśli to w ogóle możliwe...* Słonko, nie musisz rozumieć *szepcze mu do ucha, przy czym nadal jeździ rękami po jego ciele*
Shun: Ja mam dziewczynę *cofa się odrobinę*
 Nika: I co z tego? Spójrz na mnie, czy ja bym ci coś kiedykolwiek zrobiła? Jesteś wielki Shun Kazami! Chodź do mnie, to będzie nasza słodka tajemnica... *znów obdarza go najpiękniejszym uśmiechem jaki mogą stworzyć ludzkie usta*
Shun: Ale...
 Nika: Żadnych ale! *podsuwa się i zaczyna bawić się jego włosami*
Shun: Nie powinienem... *pochyla się nad nią*
Nika: Ależ powinieneś słonko *przybliża pomalowane na czerwono usta do jego warg*
Shun: *obejmuję ją w talii i przyciąga do siebie*
Nika: *łapie się jego ramion, praktycznie w tej samej chwili sięgają do swoich warg i zaczynają się namiętnie całować*
Alice: Gdzie mnie ciągniesz *zza drzwi* Po prostu choć! *otwiera drzwi* Alice: *wchodzi i staje jak wryta*
Nika: *zbyt skupiona na całowaniu nawet nie zauważa, że ktoś wchodzi*
Alice: Ty draniu! Znowu!?
Shun: *Odrywa się od Niki*
Nika: *lekko zawiedziona stoi i z zaciekawieniem obserwuje rozwój wypadków*
Alice: Jak mogłeś!? *ma łzy w oczach, ucieka*
Shun: Alice... *robi parę kroków w jej stronę*
 Nika: *patrzy na tą scenę z wyrzutami sumienia, lecz nic nie robi*
Shun *Biegnie za nią*
To jak było~?
 Nika: Jeśli chodzi o całowanie-cudnie...
To fanie i udało mi się ich skłócić BŁahahhahahhaha!
Nika: Okej...
Dla ciekawych kolejna notka na Hetalii^^
Proszę nie bić za mocno...


[Notkę współtworzyła Nika Ktosiek]

Wiem , późno…. Ale była notka na koniec, roku to będzie na koniec Wakacji… Taaaa… Za godzinę przestanę być gimbusem i stanę się licealistką…. Ale ja chce być gimbusem!!! Zostawiam cudowną szkołę, kolegów, nauczycieli, bluzkę gumkę do włosów i pióro które tam zgubiłam nie to, żebym nie wróciła ich szukać, ale wątpię czy je znajdę… Idę w nieznane do liceum… Pochwalę się jeszcze, że udało mi się zdobyć 165/200 w skali rekrutacyjnej^^ Rozdział dedykuje wszystkim czytelniczką, które ze mną wytrzymują, oraz nauczycielce biologi, która odeszła z mojego gimnazujm razem z nami absolwentami, chociaż i tak tego nie przeczyta XD