poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 5 cz.8 (Historia, a autorka ma już dosyć rozdziału który pisze ponad rok ==')

Przyspieszyła, minęła las i wypadła na polankę opodal strumienia. Wzdrygnęła się nie lubiła tego miejsca... Powiodła wzrokiem po każdym szczególe, zaczynają od strumienia, przez samotną wierzbę kończąc na postaci stojącej pod drzewem. Mrugnęła, jakby nie mogła uwierzyć w to co widzi.
-Nie możliwe-szepnęła.
Przed nią stała kobieta około trzydziestki, jej rude włosy były spięte w kok, a raczej miały być spięte bo wiele z nich po uciekało, spadając niedbale na ramiona. Miała na sobie jasnozieloną „zimową" spódnice, tego samego koloru sweter i białą koszule na której znajdowała się wielka plama zaschniętej krwi.
Patrzyła na nią swoimi zielonymi, ja trawa oczyma w których pojawiły
 się łzy. Stały przez chwilę, aż w końcu starsza podbiegła do niej i mocno przytuliła.
-Kim pani jest?-wypaliła pierwsze co przyszło jej do głowy, choć doskonale znała odpowiedź. Nie mogła tylko uwierzyć, po jej policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy.
-Dziecko! Naprawdę mnie nie poznajesz?-Spytała i odsunęła się od Alice. Ta natomiast zaczęła się dławić.
-Nie! Ty...ty nie... Nie żyjesz!-schowała twarz w dłoniach, nie mogła  się uspokoić.
-A no, fakt. Widzisz, wiedziałam, że o czymś zapomniałam! To może ja już sobie pójdę?-stwierdziła i odwróciła się w stronę lasu.
-Nie czekaj!-krzyknęła młodsza i podbiegła do słownie wpadając w ramiona zielonookiej. -Ale... Jak to możliwe? Mamo... Że ty? No bo...
Próbowała coś jeszcze powiedzieć, ale płacz skutecznie jej to uniemożliwiał.
-Skarbie, może najpierw się uspokoisz, a potem porozmawiamy na spokojnie?-pogłaskała córkę po głowie, w odpowiedzi uzyskała tylko krótkie „Yhm”. Po parunastu minutach siedziały obydwie pod wierzbą i rozmawiały.
-Ale, jak to możliwe, że ty żyjesz przecież widziałam cię...-zaczęła młoda.
- Ile pamiętasz z tego dnia?-spytała.
-Wszystko do momentu, gdy wpadłam do wody, potem jak się obudziłam ty...-niestety nie dane było jej dokończyć gdyż autorka bardzo lubi używać trzech kropek.
-Wiesz, lekarze stwierdzili, że przyczyną mojego zgonu była rana postrzałowa. W rzeczywistości w czasie wystrzału już nie żyłam. Moja dusza została oddzielona od ciała i zesłana tu.
-Przez kogo?-szepnęła, ale widocznie matka jej nie dosłyszała, bo ciągnęła dalej.
-Skarbie, muszę cię prosić o pomoc. Czy masz ze sobą odznakę rycerza zamkowego?
Alice zdjęła z szyi naszyjnik i podała go Vanessie, uczyniła jeden gest i zawieszka otworzyła się a w jej wnętrzu znajdował się mały fioletowy kryształ.
-To jest połowa kryształu Darkusa, jednego z trzech odnalezionych kryształów domen.-wyjaśniła po czym wyjęła z kieszeni dwa razy większy kamień w zielonym kolorze.-A to drugi, należący do domeny Ventus, musisz odnaleźć drugą połowę kryształu Darkusa, bo to dzięki nim znalazłam się w odwróconym świecie . Jeśli uda ci się wrócić tu z tymi dwoma kamieniami uwolnisz mnie.
Młodsza ożywiła się i wzięła do ręki kamienie.
-To znaczy... że jak odnajdę drugi kawałek to wrócisz na ziemie i będzie tak jak dawniej?
-Lisia, ja nie żyje. Właśnie teraz moje kości zżerają robaczki. Nie powinno mnie tu być, powinnam być już po drugiej stronie.-uśmiechnęła się.
-Ale, jeśli cię uwolnię to będzie tak jakbym cię zabiła!-krzyknęła.
-Kochanie, nie ma innej drogi, nie możesz tu zostać na zawsze, a ja nie mogę się stąd wydostać. Nie chce być dłużej sama. Obiecaj mi, że to dla mnie zrobisz!
-Obiecuję- wydukała nie chętnie.
-Mam nadzieje, że słowa dotrzymasz, a co tam u Eqestri?
-Dobrze! Chyba nie obrazisz się, że znalazłam jej nową partnerkę?
-Nie, zasługiwała na to, jest walecznym bakuganem, nie wytrzymałaby bez walki. To może dla odmiany, teraz porozmawiamy sobie trochę o życiu, co? Nie chcesz może jakiejś mamusinej rady?
-Eee...-wyjęczała, co mamcia odebrała jako tak. Siedziały tak i rozmawiały parę dobrych minut.
-Moim zdaniem, powinnaś być bardziej wyrozumiała, ten chłopak też dużo przeszedł, a skoro nigdy nie byliście parą to nie mógł cię zdradzić. Nie przekreślaj go, jest naprawdę przystojny!
-To było takie głębokie mamo, normalnie jak brodzik! Czyli mam rozumieć, że przez te wszystkie lata podglądałaś mnie przez te...-krzyknęła oburzona.
-Lustra wymiarowe i skarbie nie tylko ciebie i nie zawsze, wiesz jak ciężko jest je znaleźć!-westchnęła. Naglę ich otoczenie zaczęło się zmieniać, zamazywać, poruszać.
-Co się dzieje?-spytała młodsza.
-Wracasz do swojego świata. Zapomniałabym! Na twoim miejscu przyjrzałabym się Strefie Walk, zauważyłam tam wiele niepokojących spraw. Trzymaj się! Nie długo znów się zobaczymy!!!
-Mamo!-krzyknęła jeszcze i wyciągnęła rękę w jej stronę, ale napotkała przestrzeń, znajdowała się na pustej polance. Słyszała śpiew ptaków i szelest drzew. Wróciła do swojego świata. Czy to wydarzyło się naprawdę, a może to tylko sen? Spojrzała na swoją dłoń w której wciąż trzymała dwa kryształy domen i odznakę rycerza. Czyli jednak. Ruszyła do domu, gdzie zastała skołowaną Angie przy oknie. Postanowiła, że jednak daruje jej pogadankę o zdrowiu, ale za to będzie musiała znów zrewidować jej pokój.
.............................................................................................................................................................
Ekchem... Przepraszam was za to co musieliście czytać, serio to... To jest po prostu notka godna mojego pierwszego rozdziału, który był słaby... Dlatego notkę dedykuje tym wszystkim co tu wchodzą i nie komentują. Niech czują się gorsi... BŁAHAHAHAHAHAHAHAAHA !!!
No, a teraz chciała bym poświęcić czas na sprawy organizacyjne.
Po pierwsze: Zezwalam na spamowanie, jeśli piszesz bloga o bakugan, Shaman Kingu, Hetalii, lub w innym ciekawym temacie śmiało podawaj linka, tylko proszę przy okazji skomentuj notkę!!!
Po drugie: Prośba do tych co chcą żeby ich informować o nowych rozdziałach, żeby napisali to teraz w komentarzach. Obiecuje wywiązywać się z tego.

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 5 cz. 7 (Historia)

Minęło parę miesięcy, Alice w tym czasie bardzo często przebywała w bakuprzestrzeni, jednak nie brała już ze sobą swojej podopiecznej. Miała mnóstwo okazji by przyglądać się temu co się tam dzieje. Nie podobało się jej to. Zachowanie Młodych Wojownków, Shuna, było dla niej nie do pomyślenia! Tak samo system, szwankował, jej prototyp o nazwie Dylanx259 okazał się być sprytniejszy niż myślała... Nie był to jednak tak duży problem, gdyż  oprócz niej nikt nie wiedział na czym polega usterka. Program przyjął formę ludzką i zaczął rozprzestrzeniać na czarno ulepszenia do bakuganów, lecz dopóki spełniał swoją podstawową funkcje, nikt z szefostwa nie połączył by go z Dylanem przemytnikiem. I tak wlókł się dzień, za dniem do ataku bakuganów chaosu. Wojownicy zostali uwięzieni w bakuprzestrzeni. Tego dnia dostała telefon z firmy z nakazem natychmiastowego stawienia się w siedzibie "Zarządu Głównego Bakuprzestrzeni". Natychmiast wyjęła kartę teleportacyjną i znalazła się na miejscu. Oczywiście nikt nie zwrócił na nią uwagi, bo po co? To całkowicie normalne tak pojawiać się znikąd  w pilnie strzeżonym budynku. Wszyscy biegali po pokoju od urządzenia, do urządzenia. Z tego co zauważyła wynikało, że stracili również kontakt z uwięzionymi. (Bywa...) Przeszła przez całą sale do odległego kontu, gdzie znajdowało się stanowisko jej "firmy". Nie było ono zbyt zachwycające. Małe biurko i komputer oddzielone jedną "tekturową" ścianą od reszty takich samych. Usiadła, włączyła komputer i podłączyła do niego dysk danych. Na monitorze ukazał się stan obecny bakuprzestrzeni, nie było zbyt ciekawie... Bakugany chaosu szalały, po całym mieście rujnując wszystko co jeszcze stało. Wpisała parę kodów, by porozumieć się z Dylanem, bez skutku. Wyjęła z torebki stary dekoder ( nie taki telewizyjny, tylko...No... Inny!) i podłączyła. Przed jej oczyma ukazały się różne kombinacje zer i jedynek, a potem mapa bakuprzestrzeni. Był to tylko kontur budynków oraz tabliczki z ich opisami. Jednak znalazło się na niej coś jeszcze, a mianowicie krótki opis zaznaczonego na mapie punktu, o nazwie "System operacyjny Dylanx259 (Reas Inc.®)". Kliknęła na tę ikonkę i otworzyło się przed nią pole zadań. Rozpoczęła próbę skontaktowania się z programem. Na pulpicie zaczęło pojawiać, się ciś na kształt rozmowy.
-(head104open) 'st<baza=>dylanx259>' Dylan słyszysz mnie?'end
-'st<dylanx259=>baza>' Słyszę, mamo.'end
-'st<baza=>dylanx259>' Musisz wydostać wojowników uwięzionych w bakuprzestrzeni. 'end
-'st<dylanx259=>baza>'A co będę z tego miał?' end
Zawachała się, nie wiedziała co może więcej dać systemowi. Przyłożyła się pisząc go, więc czego więcej mógłby chcieć? Wtem ją olśniło. Ponownie klawiatura poszła w ruch. 
-'st<baza=>dylanx259>'zwolnie Ci blokadę, będziesz miał pełną władzię nad bakuprzestrzenią. Stoi?'end
-'st<dylanx259=>baza>' Stoi, do usłyszenia za trzy dni!'end (head104close) 
Gdy tylko zakończyli rozmowę wzięła się za hakowanie systemu bakuprzestrzeni, nie było to zbyt trudne. Po półgodzinie Dylan zyskał pełny dostęp. Jednak taka ilość danych, usmażyła jej służbowy komputer... Tak w zasadzie to na tym mogła by skończyć swoją prace, gdyby nie fakt, że decyzją zarządu musiała pozostać w firmie do uratowania uwięzionych. Dostała własny "mały" pokoik w posiadłości Marukura, więc żyła sobie przez następne trzy dni po królewsku. Unikając spotkań z Kato (który mógłby ją rozpoznać) i udając, że pracuje. Po wyznaczonym czasie Dylan u Marucho skontaktowali się z biurem na ziemi i parę godzin oraz bitew później wszyscy byli już uwolnieni. A mówiąc wszyscy, mam namyśli wszystkich, bo ci idioci ściągnęli ze sobą Magmela! Jednak jej to już zbytnio nie obchodziło. Wykonała swoją prace, nie miała ochoty  po raz kolejny oglądać epickiej walki, którą i tak wygra Dan cztery razy ewoluując Drago, a już szczególnie nie miała ochoty patrzec na Shuna...Wyjęła kartę i znalazła się z powrotem w domu. Ruszyła do swojego pokoju, lecz zatrzymała się przy najbliższym oknem. Było otwarte na parapecie siedziała Angie paląc peta, już miała ją z wrzeszczeć, gdy zorientowała się, że dziewczyna w ogóle się nie porusza! Nawet nie oddycha, dym unoszący się z papierosa też się nie przemieszczał.
-Co jest? -spytała sama siebie. Wyjęła dziewczynie używkę z ręki i wyszła przez okno. Znalazła się na podwórzu w okół niej znajdował się zatrzymany świat. Ptaki znieruchomiały w locie, a niebo było fioletowe. 
-To zupełnie jak...-wyszeptała i złapała się za głowę. -Nie, to nie może być przecież pozbyłam się negatywnej energii i zaakceptowałam cechy Maskarada! 
Rozejrzała się jeszcze raz. Jej uwagę przykuły świeże ślady na śniegu. Ruszyła ich tropem chwilę później usłyszała kobiecy głos. Przyspieszyła, minęła las i wypadła na polankę opodal strumienia. Wzdrygnęła się nie lubiła tego miejsca... Powiodła wzrokiem po każdym szczególe, zaczynają od strumienia, przez samotną wierzbę kończąc na postaci stojącej pod drzewem. Mrugnęła, jakby nie mogła uwierzyć w to co widzi.
-Nie możliwe-szepnęła.
......................................................
No i mamy pierwszą notkę w tym roku! Jej! W tym miejscu chciałabym  odrobinę wyjaśnić, otóż trochę przeskoczyłam i gdy Alice "bywała" w bakuprzestrzeni trochę się działo... M. in. Dlatego teraz nie chce widzieć Shuna. Miałam to opisać, ale postanowiłam, że później do tego wrócę.  Po za tym możecie mieć wątpliwości odnośnie tego co znaczy " przecież zaakceptowałam cechy Maskarada" chodzi mi o to, że Maskarad w pewnym sensie zawsze był częścią Alice, o której zapomniała. A moc ciszy, ją z  niej brutalnie wyszarpnęła i skierowała na złą stronę. Alice z mojego opowiadania jest (a może raczej ma być) takim kompromisem pomiędzy Alice z anime i Maskaradem. Notkę dedykuje Kirze, która nie wiem czy to czyta bo w życiu nie skomentowała...  ( Nie, ja wcale nie wyudzam komentarzy, nie...)
I tak wiem, że krótkie...nudne, brak dialogów i w ogóle nic się nie dzieje!