Przygotowywaliście kiedyś
śniadanie dla 11 osób. Pewnie tak, jakieś święto rodzinne, wszyscy zjeżdżają
się do babci, czy do was i trzeba gotować. Oczywiście w tym przypadku wystarczy
jajecznica z parówkami i parę kanapek dla wszystkich. Co innego, gdy do przygotowania
jest pięć różnych dań, gdyż dwie panie się odchudzają i nie jedzą cukrów, tuczy
ani białek, bo po co? Dwóch panów buduje sobie masę do rzeźby i żywi się tylko
mięsem, natomiast jedna pani ziemskiego jedzenia w ogóle nie jada i trzeba jej
przygotowywać jakiegoś balatiora z matusą... Trzeba jeszcze ugotować coś
zjadliwego dla Marucho,Runo, Soon i Angie, a Shun chce... Spojrzała na kartkę i
wciąż jedynym wyrazem który mogła rozczytać był ryż... z makrelą? (Inspiracja:
Haru z Free*_*) i zielona herbata. Westchnęła i wzięła się do pracy, w końcu
musi być gotowe zanim wszyscy wstaną.
................................................................................................
Pierwsze
w jadalni pojawiły się dziewczyny. Pomogły nakryć do stołu. Soon Angie i Runo
dostały omlet z pomidorami i kakao, natomiast Chris i Julie otręby owsiane z
mlekiem i truskawkami, choć te ostatnie miały za dużo kalorii... Mira dostała
swoją potrawkę i o dziwo jej smakowała. Następny w kuchni pojawił się Marucho,
a za nim Dan i Gunz. Ostatni przyszedł, a raczej wskoczył przez okno Shun,
wracając z porannego treningu i oczywiście uśwniając podłogę, bo butów wytrzeć
nie łaska... Gospodyni bez słowa postawiła przed nim miskę z makrelą i wzięła
się za wycieranie błota. Przyjaciele jedli i rozmawiali i śmiali się. Do
momentu, gdy Kuso ogłosił, że o jedenastej będzie zebranie, a teraz mają czas
wolny. Przy stole momentalnie zrobiło się pusto. No prawie. Zostały naczynia do
umycia i resztki omletu kiełbasa i trochę ryżu. Już miała sprzątać, gdy zaburczało
jej w brzuchu. Zupełnie zapomniała, że przecież nic nie jadła. Lekko
zniesmaczona postanowiła zadowolić się ostatkami, w końcu nie może spóźnić się
na zajęcia
......................................................................................................
Władimir
zaraz po zebraniu postanowił zaszyć się w swojej komnacie i nie opuszczać jej
dopóki nie będzie musiał. Gdy tylko znalazł się w środku, wziął sie za czytanie
„Wojny i Pokoju". Co z tego, że czytał ją piąty raz? On miał szacunek do
ksiąg, do literatury, kultury i sztuki. Nie to co ci ignoranci(w tym ja ;-;).W
delektowaniu się lekturą, przeszkadzałam mu tylko wada wzroku, której nabawiła
go Abby. Nie tylko on zawinił, a tylko on został ukarany. To nie było
sprawiedliwe, ale tu prawo ustala Gabryjel. Przyjmując posadę wojownika Pyrusa
zdawał sobie z tego sprawę, nie powinien więc narzekać. Jedyne, co teraz musi
zrobić to poprawić się i zdobyć tego feniksa. Po pomieszczeniu rozległo się
pukanie.-Wejść-westchnął.
Do pokoju weszła Mari razem ze swoim sprzętem medycznym. Skrzywił się, nie
cierpiał tej pory dnia.-Pokaż to
oko-stwierdziła wyciągając, co raz to nowe, przerażająco wyglądające narzędzia.
Władimir bez słowa zdjął czarną opaskę zasłaniającą jego prawy oczodół(biolchem
tak bardzo), ukazując nie gałkę oczną, lecz parę czarnych kabli wystających z
kości czołowej.-Dziś
będzie boleć-uprzedziła wyciągając z pojemnika mechaniczne oko.-Jakby
wcześniej nie bolało...-syknął, bo dziewczyna bez względnego czekania wzięła
się do pracy. Rwało i piekło jak diabli, ale nie wydał z siebie chodź by
zduszonego jęku, był na to zbyt dumny. Wystarczające upokorzenie stanowiły łzy,
które pojawiły się mimo wolnie. Operacja trwała może półgodziny. Na koniec
dziewczyna obmyła oko solą fizjologiczną i zakryła przepaską.-Jeszcze
dwa tygodnie i zacznie działać-zaczęła się pakować.-I pomoże
mi to w walce?-Nie
wiem. Programem zajmował się Dylan, a budową Abby...-wzdrygnął się na dźwięk
imienia brunetki- Ale na pewno będziesz widzieć.-Przynajmniej
tyle...-westchnął- Ale teraz już idź.-Krótkie
dziękuje, by nie zabolało-wyszła. Nie zdziwiło go to, ale nie miał jej za co
dziękować. Gdyby umiała szybciej pracować, nie straciłby oka, a ich bakugany
bez problemu, pokonały by tę smarkule
.................................................................................................................
Zebrania
Młodych Wojowników w niczym nie można nazwać normalnymi, choćby nie wiem jak
bardzo sie chciało. Niby to wszystko miało jakiś cel, ale w gruncie rzeczy
bardziej przypominało obrady polskiego sejmu, niż debatę Oxfordską... Aktualnie
spotkanie było na etapie zaciętej kłótni wiec nikt nie zauważył jak weszła,
usiadła, zaczęła rozmawiać z Soon.-I jak
było?- spytała młodsza.-W miarę
dobrze... Ledwo zdałam kolokwium...-przytuliła się do kuzynki z miną „już mam
dosyć”. Ta jedynie pogłaskała jej włosy i westchnęła.-A na
czym stanęło zebranie?-Na tym
kto idzie na zwiady...-No to trochę
potrwa, biorąc pod uwagę, że nawet nie wiedzą gdzie czarny rynek się
znajduje...-stwierdziła Alice.-To może
powinnaś ich zaprowadzić? -w momencie wypowiadania tych słów przez niebieskooką
zapadła cisza, a wszystkie oczy zwróciły się na nie
..................................................................
Hejka...
Dawno mnie tu nie było... Ale wiecie liceum, a teraz są wakacje... Wiec...
Obiecałam że będę co tydzień wstawiać jeden rozdział, wiec życie mi
powodzenia...Shun:I
tak nie da rady...Cicho!!!A
wszystkim czytelnikom życzę miłych wakacji^^